Basen powoli przygotowuje się do zimy, liście strzałki powiędły, reszta też nie wygląda najlepiej. Usunięcie z systemu filtracji rury i łagodne wpuszczanie wody do zbiornika chyba nie było najlepszym pomysłem.
Jakiś czas temu do akwarium trafiły skalary (podobno Rio Nanay), ze zdumieniem zauważyłem, że filtracja wyraźnie nie wyrabia i pojawiły się w wynikach pomiarów azotyny, w związku z powyższym kiryśniki czarnoplame prawdopodobnie znajdą nowy dom. Okazuje się również, że 200 l dla 5 skalarów to trochę mało miejsca. 1 rządzi po całości a reszta siedzi po kątach.
Żeby poprawić efektywność i estetykę filtracji postanowiłem zbudować strumyczek. Postanowić jedno, a zrobić drugie. Tydzień temu prace ruszyły pełną parą, przywieźliśmy z kolegą 2 polonezy trucki piasku wykopanego z zaprzyjaźnionej działki, usypałem z niego wzniesienie między filtrem (200l czarna beczka) a oczkiem. Wstępnie uformowałem koryto strumienia, położyłem agrowłókninę i poszedłem szukać folii do basenów co ją w zeszłym roku kupiłem. Po przejechaniu 150 km znalazłem zupełnie nową w OBI 🙂
Wstępnie przysypałem strumień kamyczkami i puściłem wodę. Woda sobie płynęła i szemrała, a ja kombinowałem, że zbiornik na początku strumyczka, to troszkę za mało, zwłaszcza, że wizytujący mnie kolega w ramach prezentu dostarczył mi między innymi kilka sadzonek dąbka trójlistnego. Korzenie tak się ułożyły, że miałem pewność, iż wyłączenie prądu zaszkodzi chwastowi. Poprawiłem kształt strumienia o drugi zbiornik w którym zanurzyłem resztę korzeni nowej rośliny.
Pokryłem wszystko gumową siatką, którą sukcesywnie obsypuję powstałą górkę ziemią i kamykami. Spróbuję to wszystko obsiać wszystko jakąś trawą.
Dojrzewa koncepcja zasiedlenia mojego towarzyskiego akwarium rybami z Ameryki Środkowej, zatem zaaplikowałem stadko pięciu molinezji żaglopłetwych (samiec i 4 koleżanki). Miąłem w młodości te rybki i pamiętam, że odpowiadały im warunki jakie staram stworzyć się w swoim akwarium.
W oczku woda zrobiła się mocno zielona, glony pływające w toni są na chwile obecną poważnym problemem. Nie chcę używać do ich zwalczania chemii, a środki biologiczne oferowane w niektórych sklepach są mocno nie na moją kieszeń.
Co zatem zrobiłem? Wstępnie dbam o konkurencję dla glonów w postaci roślin wyższych moczarka, strefa przybrzeżna i powierzchnia wody, którą pokrywam systematyczne rzęsą wyciąganą z akwarium. Rzęsa to plaga wiem, ale u mnie chętnie wcinają ją mieszkańcy oczka karpie, orandy i jak zauważyłem nowi wpuszczeni wczoraj (karasie). Ryby są wszystkożerne, rzęsa pływa po powierzchni do tego mieści się w pysku, smacznego.
Wpuściłem odrobinę rozwielitki, może w końcu się zaaklimatyzuje i zacznie mnożyć w strefie szuwarowo-bagiennej. 🙂
Wymiana rury na strumyczek mam nadzieję w tych wakacjach, wszystko oprócz ziemi już zgromadziłem (tylko gdzie ja schowałem folię?).
Tak, zima odpuściła, za to ja ostro się pochorowałem, na szczęście z okna sypialni dobrze widać basen więc przyuważyłem dwie ofiary losu. 2 orandy zamiast zimować jak natura każe przy dnie postanowiły sobie przezimować pod powierzchnią z wiadomym skutkiem.
Filtracja została odpalona, zatem ewentualne niedobory tlenu nie powinny grozić zbiornikowi, a pozostałe ryby powinny przywitać wiosnę w dobrej kondycji i bez dodatkowych strat.
Dokupiłem troszkę sadzonek roślinek: Limnophila aromatica, Limnophila aquatica, Rotala rotundifolia, Ludwigia repens red a w bonusie dostałem małego Bolbitis heudelotii 🙂
Bimbrownia działa i wydaje się, że tego brakowało moim roślinkom. Koniec z substytutem CO2 w płynie zostajemy przy bimbrowni, jako głównym źródle tego związku w akwarium. Bezpiecznie i w sumie niedrogo (chyba, że cukier znowu podrożeje).
Po długich namowach, w chwili słabości moja małżonka zgodziła się na uruchomienie bimbrowni w oparciu o butelkę po napoju gazowanym znanym powszechnie przepisie na produkcję wymienionego w tytule napoju (1410). Ja wlałem 0,5 l wody i odpowiednio mniej cukru i drożdży, ale widzę, że już natura ruszyła. Absolutnie nie zamierzam pić produktów ubocznych ze wspomnianej instalacji, chodzi mi o produkcję CO2 w celu zasilenie moich roślinek, które ostatnio jakoś tak mizernie wyglądają.Gaz dostarczam do dyszy Venturiego znajdującej się w moim filtrze wewnętrznym Aquael 1500. Co jakiś czas widzę, że pojawiają się śmigające drobne bąbelki, które z rzadka docierają do powierzchni, co oznacza, że praktycznie całość gazu się rozpuszcza.
Dlaczego odpaliłem bimbrownię, a nie kupiłem zestawu z butlą?
Widziałem kilka akwariów bardzo mocno stechnicyzowanych, powiedzmy szczerze sam święty też nie jestem. Nawozy dozuje mi pompa regularnie i w ściśle odmierzonych dawkach o określonej godzinie, etc. Napowietrzanie i filtracja w akwarium też się znajdują i dzielnie działają, więc nie jest to zbiornik stricte naturalny, gdzie dopuszczalna jest grzałka z termostatem, bo powiedzmy sobie szczerze, tropikalne temperatury, to u nas tylko latem.
Prawdę mówiąc osobiście boję się butli, a właściwie nie tyle butli co awarii zaworków, które potrafią być zabójcze dla obsady akwarium. W przypadku bimbrowni i działającego w kącie napowietrzania raczej zaduszenie obsady mi nie grozi. Co jakiś czas na grupach dyskusyjnych, czy innych forach można przeczytać list mniej więcej takiej treści “!@#!$!!!%&^*!@#)!!!!!! zawór puściłi i !@!@##$$#%$%^ rybek już nie ma.”
Tzw. węgiel w płynie nie za bardzo się u mnie w akwarium sprawdza, a poza tym źle wpływa na płodność krewetek.
W moim akwarium słodkowodnym przed laty też działała bimbrownia oparta o podobne zasady, a rośliny rosły jak oszalałe, więc po co wyważać otwarte drzwi.
Zdjęcie kontrolne, żeby zobaczyć efekty po jakimś czasie.
Idzie zima, basen powoli zaczął zamarzać, a ja prewencyjnie dzisiaj po kolejnej mroźnej nocy wyłączyłem filtrację. Ptaki będą pewnie miały mi to za złe, bo naturalny przerębel pewnie szybciutko tej nocy zamarznie.
W akwarium szykuje się rewolucja oświetleniowa, kolega przygotował oświetlenie ledowe z prawdziwego zdarzenia i w najbliższym czasie zastąpi ono moich 5 naświetlaczy po 10 W każdy. Ciekawe jak zareagują roślinki, u kolegi rosły fantastycznie.
Wczoraj postanowiłem uzupełnić obsadę o kilka ładnych gatunków ławicowych i po wizycie w Aqua Pet w Gdyni w akwarium wylądowały półdzióbki karłowate 5 szt. (chyba), zwinniki jarzeńce 10 szt i Uklejka naga (Sawbwa resplendens) też 10 szt.
W akwarium nastąpiły jakiś czas temu spore zmiany, zmieniłem świetlówki na 2×39 W daylight firmy Osram, wyeksmitowałem ślimaki Tylomelania sp. do akwarium kwarantannowego, nadmiar przychówku wydałem.
Zmiany wzięły się stad, że świetlówki po prostu się zaczęły już wypalać a i widmo chyba niezbyt odpowiadało roślinkom, bo zamiast nich ślicznie rozwijały się sinice, teraz mogę napisać, że plaga została zażegnana.
Z drugiej strony zastanawiałem się dlaczego tyle roślin pływa mi przy powierzchni, rozumiem, zbrojniki, rozumiem kiryski i kiryśniki (ostatnio), mogą kopać ale bez przesady. W końcu ujrzałem źródło problemu, były nim ślimaki Tylomelania, które pracowicie ryjąc w podłożu skutecznie uniemożliwiały zakorzenienie się jakiejkolwiek roślinności. Teraz resztki Tylomelanii siedzą u krewetek, gdzie rośnie na korzeniu Microzorium i któremu nijak nie mogą zaszkodzić.
Efekty widoczne są gołym okiem, roślinki zaczęły ładnie rosnąć.
Wnioski nasuwają się same, świetny zwierzak do baniaka z dużymi rybami bez delikatnej roślinności, względnie baniaczka, gdzie roślinność jest umocowana w skałach, względnie na korzeniach itp.